Jesień dawała sobie we znaki.
Colette, mając założony kaptur na głowie, szybkim krokiem przemierzała drogę prowadzącą do miasta. Zaczynał padać deszcz, a na niebie chmury kłębiły się tylko coraz bardziej. Kosmyki jej kasztanowych włosów, wyglądając z kaptura, równocześnie z jej ruchami unosiły się do góry i opadały.
Gdy ulewa rozpętała się na dobre, Col jedynie przyspieszyła kroku i prawie biegnąc, dorwała się do bramy. Szybko przez nią przeszła, nawet nie zaszczycając spojrzeniem strażników.